- Generalnie jestem zwolennikiem poglądu, że milczenie występuje także pod postacią rtęci – dodaje o nic nie proszony następny gość.
- Jest złe albo fatalne – dopowiada kolejny głos – czasami zgubne, ale może też przybierać formę antymonu, co o tym sądzicie panowie?
W odpowiedzi na odważną tezę jednego z filozofów, do twoich uszu dobiega dźwięk stukających kieliszków i Ty z trudem powstrzymujesz się przed stuknięciem głową o ścianę po uprzednim nabraniu odpowiedniego rozpędu.
- Podtrzymując zdanie kolegi – odzywa się głos, który na początku przytoczył sentencję, od której wszystko się zaczęło – kto powiedział, że milczenie koniecznie musi być metalem?
Przemykasz do salonu, żeby wyłożyć pogadankę, że sam zaczął i sam to powiedział, ale panowie przeskakują Bóg wie w jakim celu na „prawdopodobnie metale” i we własnym domu zaczynasz się czuć jak na zlocie małych chemików.
- Ununoctium – prawie wyszeptane jak tajemne zaklęcie wyzwala więcej inwencji twórczej niż jest wina na stole. Z całego serca wierzysz, że nie rozpoczną badań naukowych w twojej kuchni.
- COGITO ERGO SUM! – deklaruje odważnie jeden ze zgromadzonych. Udajesz, że nie słyszysz, bo oto kolejny z zebranych macha do Ciebie jakbyś była zjawiskiem co najmniej niespotykanym. Davide. Gromisz go wzrokiem, bo jedną ręką Ci macha, a drugą szuka na stole swojego kieliszka z winem.
- A mówiliście, że was nie weźmie – mruczysz, co spotyka się ze zbiorowym oburzeniem i (także zbiorowymi) próbami udowodnienia, że przecież nie wzięło. Butelki mówią swoje, swoje mówi też Vincent, który udaje się do pani domu (przecież, że nie do Ciebie, ośla łączko) z prośbą o wygrzebanie ze strychu TWOICH książek do chemii, bo zebranym właśnie skończyły się pierwiastki.
- Ale procenty nie – zaczynasz nową wojnę, bo Ronan wskazuje na dwie butelki francuskiego wina, które się uchowały przed pogromem i oświadcza, że to śmieszne, że oni (tu dowiadujesz się o orderach, odznaczeniach i tytułach profesorów) muszą prowadzić rozważania przy tak ubogiej zastawie. Vincent w międzyczasie wraca z pustymi rękami i oświadcza, że pani domu nie zezwoliła na poszukiwania niezbędnego źródła wiedzy, dlatego zebrani muszą powrócić myślami do swoich szkół podstawowych (które nie ważne czy ukończyli, czy też nie) i odnaleźć brakujące pierwiastki.
- To absolutnie urocze – podsumowujesz i z powrotem umykasz do kuchni, żeby zapisać ten dzień w kalendarzu i zapamiętać tym samym, żeby nie zapraszać starych znajomych z dwóch zaprzyjaźnionych kadr do własnego salonu, a już na pewno nie częstować ich winem (sami je przynieśli, ale to wcale nie szkodzi), choćby się zarzekali, że łby mają jak Rosjanie.
- Uran – słyszysz po pewnym czasie. Wydumane w trudzie jest podsumowane natychmiastowym stuknięciem i opróżnieniem kieliszków. Znakomity myśliciel cudem wybrania się od owacji na stojąco i podrzucania przez zebrane znamienite osobistości, ale na toast za jego karierę naukową i szczęście na każdej płaszczyźnie życia przystaje nadzwyczaj chętnie.
- Ułan Bator – pada po dłuższej chwili. Zastanawiasz się nad stanem własnego umysłu, bo najwidoczniej przechodzą na grę w państwa, miasta skoro ta propozycja jest świętowana równie hucznie, co odnaleziony w zakamarkach pamięci uran.
- A teraz za zdrowie gospodyni – zapowiada jeden z myślicieli i w ten sposób kończą ostatnią butelkę.
- Dzięki Bogu – wzdychasz. Potem rozlega się dzwonek do drzwi, a za drzwiami stoi zaopatrzenie, z trudem trzymający pion posłaniec szczęścia - Sebastian i uśmiechnięty od ucha do ucha Andrea.
- Obiecuję wam, że już nigdy, nigdy więcej nie wpuszczę was do mojego salonu z alkoholem.
- Jeszczszczszcze za nami zatęssssssskniszszsz – syczy pokornie Roberto, nie usiłując nawet wstać z miejsca, na którym padł i tak został.
- Porozmawiajmy o dopływach Amazonki – pada propozycja i nawet ledwo ciepły Roberto włącza się do dyskusji.
- Styks – brzmi pierwsza punktowana odpowiedź
- Styks to tu będzie jutro – mówisz pewna swego. Nawet nie zaszczycają Cię spojrzeniem. Na sofie wywiązuje się dyskusja już na temat czysto sportowy.
- Moim zdaniem jako nagroda za wygrane kwalifikacje na Turnieju powinny być przyznawane czeki na obole. Grecy byli tacy starożytni, nie mogli się mylić.
- Obole też będą – zapewniasz – jutro z samego rana wraz z samogonem po wodę do kranu.
- Królowo złota, którędy do komnaty tajemnic?
- Głównym nurtem – prychasz, ale ta odpowiedź chyba przypada do gustu zainteresowanemu topografią twojego domostwa, bo żwawo rusza przed siebie i jakimś cudem udaje mu się trafić do łazienki już za pierwszym podejściem.
- Przysięgam wam, że nie wniesiecie do tego salonu ani jednego wina. Nie obchodzi mnie jego rocznik, pochodzenie i walory smakowe.
- Dobra, panowie, idziemy do kuchni.
- Helen, dlaczego coś mi mówi, że jutro rano tu będzie jedna wielka umieralnia?
- Bo będzie.
- A teraz zagramy w butelkę – ogłasza wszem i wobec jeden z delikwentów przenoszący swój kościsty tyłek do kuchni. Mają czym grać. Mogą losować.
Oczywiście losują.