1 lutego 2015

3. Zazwyczaj sądzimy, że przyszłość powinna być piękniejsza i lepsza.

Wieść o Twojej sklerozie niesie się po wszystkich nieznajomych znajomych w zastraszającym tempie. Nie odbierasz telefonu. Jak miałabyś z nimi rozmawiać? Jeżeli jednak sądzisz, że w ten sposób ich zniechęcisz, bardzo się mylisz. 
- Nigdy nie ubierałaś sukienek – uświadamia Cię w którymś momencie stojąca w progu Helen – ani spódnic. 
- Zdążyłam się zorientować – mówisz, walcząc z kolczykiem. Uśmiechasz się, spoglądając na efekty swojej pracy w lustrze – przejrzałam galerię dokumentującą każdy możliwy strój mojego życia i tylko na jednym zdjęciu byłam ubrana w sukienkę. 20 lat temu, kiedy zaczynałam edukację w lokalnej szkole. Jestem na tym zdjęciu tak skrzywiona, że wstyd je nawet oglądać.
- Więc skąd ta nagła zmiana?
- Moje życie runęło w dzień mojego ślubu. To może być znak.
Wydaje Ci się, albo wcale nie, ale Helen znowu garbi się, zapada w sobie. Nie chcesz pytać, nie chcesz tym bardziej wiedzieć, jaka jest tego przyczyna. 
- Lorraine? Gdzieś się wybierasz? 
- Jedziemy do Paryża. Powiem Ci coś, w tajemnicy, ale i tak mi nie uwierzysz... Mieszkam we Francji od tygodnia i jeszcze nigdy nie byłam w Paryżu.
- Jesteś rodowitą Francuzką – prycha wesoło Helen.
- Może i tak – kiwasz głową – ale potrzebuję zmian.
Właściwie ciężko jest określić, na czym mogą polegać jakiekolwiek zmiany, skoro nie pamiętasz jaka byłaś wcześniej i co należałoby zmienić.
- Helen?
Blondynka zajmuje miejsce na sofie, starając się nie strącić żadnego z ustawionych w rzędy zdjęcia. Bacznie przygląda się twojej osobie.
- Jaka byłam?
- To nie jest dobry moment, żeby o tym rozmawiać.
Faktycznie nie jest, bo słyszysz pukanie do drzwi. Odwracasz się, Helen wstaje, Andrea bez zaproszenia ładuje się do środka z informacją, że jedzie też Vincent i z pytaniem, czy i Helen życzy sobie brać udział w krajoznawczej wyprawie.
- Życzy sobie – brzmi odpowiedź – przecież to tradycja.

- Musisz mi obiecać. 
- Zwariowałeś. Jak możesz wymagać ode mnie milczenia?
- Co się dzieje w Paryżu, zostaje w Paryżu.
- To nie Las Vegas, nie możesz wszystkiego usprawiedliwiać okolicznościami. Okazjami tym bardziej, jesteś znanym człowiekiem, one się ciągle będą pojawiać.
- Chcesz nam zepsuć życie?
- Bądź chociaż raz odpowiedzialny za to co robisz– sesja z wieżą Eiffla w tle dobiega końca, w miejscu gdzie stoją słychać jeszcze przekomarzanie poprzedzające ostatnie ujęcie – jeżeli to pozostanie w ukryciu...
- Będę bardzo wdzięczny.
- Straciłabym szacunek do samej siebie, gdybym pozwoliła na...
- Zrozum...
- Skończyliśmy! – rozbrzmiewa wesoło nad ich uszami – Vincent ma dar. I genialny aparat. Musimy to kiedyś powtórzyć, wtedy Ty też powinnaś spróbować Helen!
- Bez wątpienia – wtóruje jej Andrea – To by Ci dobrze zrobiło, Helen. 
- Lorraine, musimy porozmawiać.
Rzucone w pustkę, bo tamci już odchodzą. Vincent zapatrzony w piękną okolicę, poprawiający okulary przeciwsłoneczne, a narzeczeni objęci. Lorraine po swojemu kiwa się na wszystkie strony, chłonąc wszystkie odgłosy i obrazy.
- Ślub w Lyonie będzie na pewno wspaniały, ale gdybym miała sobie wybrać miejsce i termin nie byłby zarezerwowany na 5 lat do przodu, to padłoby na Paryż. Paryż jest miastem idealnym.
- Dlatego tu Ci nic nie opowiem – jej oczy błyskają ciekawsko.
- Masz mi coś do opowiedzenia?
- Pewnie widziała lepszy krój sukienki na jednej z licznych wystaw sklepowych, kobiety – wzdycha Morassi, przewracając oczami.
- Ślub w Paryżu byłby fantastycznym pomysłem, ale przecież za 5 lat wszystko może ulec zmianie – wyszeptane przez Lorraine nabiera mocy. Tak naprawdę nikt w to nie wierzy.

Ledwo waszym oczom ukazuje się malutki zarys wieży Eiffla, Vincent wyciąga aparat.
- Tradycja – powarkuje Helen – teraz wszystkie portale społecznościowe oszaleją ze szczęścia. Descombes Sevoie znów atakuje.
- Brzmi jak zapowiedź nowej części „Szczęk” – zauważa rezolutnie Andrea.
- Gotowi na nową sesję? – pada pytanie z przedniego siedzenia. Czemu uśmiechasz się w odpowiedzi?

Poprawiasz włosy. Siadasz na schodach, w dłoniach ściskasz małą torebkę. Vincent bez słowa zajmuje miejsce obok Ciebie.
- To tradycja – mruczysz do siebie – sesja w Paryżu.
- Główny punkt programu – wyjaśnia skoczek – nie tylko w stolicy.
- Dlaczego nie mam ani jednego zdjęcia z tych wyjazdów?
- Andrea ma wszystkie.
Uspokojona kiwasz głową. Więc to dobrze i tak miało być. Vincent obejmuje Cię ramieniem.
- Wiem, że jest trudno. Ale może uda się jakoś...
- A jeśli nie?
- Wtedy zaprzyjaźnimy się od początku. A jeśli stracisz pamięć jeszcze raz, to zaprzyjaźnimy się po raz kolejny i tak do skutku.
- Wytrzymasz tyle? – zamieniacie się rolami, bo to Sevoie ma czerwone oczy. Nie bardzo to wszystko rozumiesz. Rozbrzmiewa dzwonek jego telefonu. 
- Nie chcemy was pospieszać, ale pijemy drugą kawę. Grozi nam bankructwo, to po pierwsze
- i śmierć z nudów – dorzuca nie bez pewnej złośliwości Helen – to po drugie
- Już się zbieramy – Francuz prezentuje delikatny półuśmiech i cyka zdjęcie, machając w kierunku drogiej kawiarni zajętej przez zasiedzenie przez Morassiego i Mayenne.

***
Rozdziałów jest 10. Od dziś co tydzień w niedzielę nowy.
Kilka ekstremalnie nudnych, na przykład ten wyżej, ale wytrzymajcie.
Pozdrawiam :)

PS. A 7 lutego również coś tu

5 komentarzy:

  1. no i jak zwykle ekstra! akcja powoli się rozkręca, oby tak dalej, pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieco więcej (chyba) wiem. Ale dzisiaj pozwolę sobie odbiec od treści, bo choć, jak zawsze, niezwykle mi się podoba to jest coś jeszcze, co mnie absolutnie urzekło.
    Otóż.
    Ten rozdział jest po prostu dobrym rozdziałem ciekawej książki. Myślę, że wszyscy dążymy do tego, by z "fanfiction" zrobić coś, co bez skoczków, siatkarzy, muzyków czy innych osobistości będzie miało ten sam sens i tą samą wartość dla każdego czytelnika. I boom! Masz to!
    Czytało się po prostu przyjemnie, lekko, a przy tym wciągało jak cholera. Bo samemu by się pewnie chciało tak do Paryża z aparatem pojechać i mieć tradycję robienia sobie sesyjek w takim miejscu.
    Baaardzo ciepło pozdrawiam, zostawiam moc Hofa i czekam na cud o... Dobra, nie będę się chwalić, że wiem.

    [love-needs-to-fly]
    [make-the-moment-last]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zauroczona Twoim stylem pisania jestem od dawna, a ta historia tylko mnie utwierdza w tym, jak świetnie potrafisz pisać :)
    Marta ma rację, czyta się to jak naprawdę dobrą, wciągającą książkę, a to że jest o skoczkach, schodzi na drugi plan.
    Czekam na kolejne rozdziały! I nie mów nawet, że miałyby być nudne. To co tworzysz takie nie bywa ;) Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym miała wymienić jeden przymiotnik, kojarzący mi się z Twoimi opowiadaniami to byłby to "urzekający". Urzekasz każdym zdaniem i to takie cudowne, że łał. I nie wiem, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Może wytrzyma, a może nie wytrzyma, ale nie to jest chyba najważniejsze. Bo przecież tego nie wie ani on, ani ona, ani nikt inny.
    Ważne jest to, że chce spróbować. Że wie doskonale, jak źle się może to skończyć, a i tak chce spróbowac.
    Tak, to jest ważne.
    Pozdrawiam.
    [pnowakowski]
    [niewyleczalnie]

    OdpowiedzUsuń