W porządku. Podobno wieki temu miałaś gadane jak mało kto na tym świecie i mniej więcej właśnie w ten sposób wkręciłaś się do roboty w skokach. Jednak nie znając samej siebie ciężko zareklamować własne umiejętności w wiarygodny sposób.
- CV mam imponujące – potwierdzasz w rozmowie z Helen – ale dlaczego nie mogę wrócić tam, gdzie tak dobrze się odnajdywałam?
- Andrea nigdy nie był zwolennikiem twojej obecności w kadrze Francji.
- Dlaczego? – odpowiada Ci wzruszenie ramion.
- Lorraine, ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że... nie powinnaś wracać do tego, jaka byłaś. Choćbyś bardzo chciała, nie będziesz tą samą osobą. Tym bardziej nie powinnaś stosować się do rad ludzi, których tak naprawdę nie znasz.
- Co masz na myśli? – intensywnie wpatrujesz się w swoją dłoń, którą przed chwilą otarłaś krew z twarzy, Helen zerka na Ciebie zaniepokojona.
- Takie swego rodzaju wotum nieufności. Nigdy nie masz pewności, kto jest po twojej stronie – mówi, podsuwając Ci krzesło.
- Więc co mam robić? – nie brzmi przekonująco, kiedy ledwo siedząc na brzegu krzesła tamujesz krwotok z nosa chusteczką i wyglądasz jakbyś właśnie zagryzła antylopę.
- Co chcesz – brzmi odpowiedź – to jedyny sposób, żebyś była szczęśliwa.
- A co powinnam zrobić, żeby było tak jak wcześniej?
- To chyba nie jest możliwe.
Doprowadzasz się do stanu wyjściowego, po raz kolejny odrzucasz połączenie od Vilberga i wychodzisz na taras.
- Helen. Mam wrażenie, że czegoś mi nie powiedziałaś. Coś wisi w powietrzu. Niewypowiedziane słowa, których Ty nie chcesz użyć, a ja nie chcę słyszeć. Coś, o czym chciałaś mi opowiedzieć, gdy słowa miały moc pozbawienia złudnych nadziei i...
- Byłaś bardzo naiwna – dociera do twoich uszu – twoja niezachwiana wiara w ludzi zaprowadziła Cię przed ołtarz i chyba sam Najwyższy pofatygował się, żeby Cię uchronić.
- Przed czym?
- Przed życiem. Tym, którego tak bardzo pragnęłaś. Byłaś idealistką, Lorraine. Być może nadal jesteś. Patrzyłaś na świat przez różowe okulary, a potem wszystko się skończyło. Jest kilka rzeczy, o których powinnaś wiedzieć, ale najważniejsza z nich... – pojawiają się łzy, a Tobie zaczyna coś świtać.
- Nie zostało mi dużo czasu – zgadujesz. Helen pociąga nosem, kiedy się odwracasz, ukrywa twarz w dłoniach – ile?
- Nigdy mi nie powiedziałaś. Ale ile by to nie było, dla Ciebie to wciąż zbyt mało.
Obejmujesz ją ramieniem. Uczysz się od nowa tego zapierającego dech w piersi bólu. Okazuje się, że słowo, kiedyś tak odległe, codziennie mija Cię o centymetry. Śmierć. Czy to jej oddech sprawia, że wariujesz? Zapominasz o życiu, nie poznajesz ludzi, sama nie wiesz kim jesteś. Ale skoro wiedziałaś o tym, decydując się na ślub...
- Dobrze wiedzieć – mówisz ze słabym uśmiechem na nienaturalnie bladej twarzy – czy jest coś jeszcze?
- Chciałabym zatrzymać czas. Chciałabym zatrzymać każdą chwilę. Nie dla siebie. Dla niego. On zostanie.
- Prosisz o coś niemożliwego.
- Nie, Helen. Nie proszę o cud. Chcę, żeby był szczęśliwy.
- Będzie. Zaręczam Ci.
- Zabolało.
- Miało zaboleć, Lorraine, otwórz oczy. Nie widzisz co się dzieje?
- Umrę, Helen. To się dzieje. A Ty wciąż go atakujesz. Dlaczego?
- Zdjęcia to klucz. Udokumentujemy każdy możliwy moment w waszym życiu. Vincent uwielbia robić zdjęcia, z tym nie będzie problemu. Pytanie tylko...
- Tak, to jest to – uśmiechasz się szeroko, zupełnie nie zaprzątając sobie głowy pytaniem, na które nie padła żadna odpowiedź.
Nie brakuje tych, którzy ten przełom poczytują za cud. Kontaktujesz się ze swoim lekarzem prowadzącym. Robisz badania. A po badaniach wiesz już na pewno, że ten przerywnik z utratą pamięci nie zmienił niczego. Nie musisz nawet widzieć wyników, żeby to stwierdzić.
- Od wczoraj towarzyszy mi dziwne uczucie – mówisz, skulona na niewygodnym krześle pośród sterylnie białych ścian, przyciskając wacik do dołu łokciowego – mam wrażenie, że mogę wrócić do stanu sprzed ślubu. Spojrzeć na kogoś... i wiedzieć kim jest.
- Nie wymagaj od siebie zbyt wiele – mruczy pani Linette. Twojej matce musi być szczególnie ciężko. Ujmujesz jej drobną dłoń i uśmiechasz się słabo, gdy na Ciebie spogląda.
- Nic nie dzieje się bez powodu, dlatego pozostaje mi tylko wierzyć, że ktoś to wszystko dokładnie zaplanował.
- I tak z pewnością jest. Ale... może niepotrzebnie doszukujemy się drugiego dna? Lorraine, w ten sposób nic nie osiągniemy. Tak się stało i już. Nie musimy tego rozumieć, żeby to zaakceptować.
Kiwasz głową. Sterylnie białe ściany nie przerażają. Zadziwiająco dobrze się miewasz. Dziwne przeświadczenie nie ma zamiaru Cię opuścić i w domu odkrywasz, dlaczego. Bierzesz telefon w dłoń i bez cienia wątpliwości dzwonisz do blondyna ze zdjęcia z portfela.
- Widziałam, że dzwoniłeś... Czy stało się coś złego?
- Nie wiem, Lorraine, naprawdę nie wiem. To Ty mi powiedz.
Uśmiechasz się lekko.
- Nie, Thomas. Wszystko jest w najlepszym porządku.
I najdziwniejszy w tym wszystkim jest fakt, że wierzysz w to, co mówisz.
Co Thomas, co Vilberg, co co co?
OdpowiedzUsuńNie mogę wyobrazić sobie sytuacji, w której ktoś mi mówi jaka byłam, jakie błędy popełniałam, co robiłam nie tak, dlaczego nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy. No nie mogę.
Tym bardziej nie potrafię wczuć się w to wszystko i wciąż nie radzę sobie z ilością znaków zapytania w mojej głowie.
A może to piwo, nie wiem.
Zanik pamięci to dla mnie nowość. Ale wiesz, pod ostatnim rozdziałem pisałam, że opanowałaś już sztukę, w której ff schodzi na boczne tory, a zostaje ciekawa historia. Znów to przeżyłam. Właściwie migające gdzieś imię Andrea, Vincent, Vilberg straciły trochę znaczenie.
Czytam cudowną historię, po prostu.
:3
Za każdym razem, gdy docieram do końców Twoich rozdziałów, wpatruję się w ten biały prostokącik i za żadne skarby świata nie wiem, co napisać. Bo wszystko, co Ty piszesz ma jakąś głębie, ukrytą między wersami mądrość. I czuję się taka głupiutka, bo tak naprawdę nie umiem tego określić. Ale to tam jest. Jest coś więcej niż zwykłe opowiadanie. I Thomas, tak? Brzmi ciekawie!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło!
Dziwnie tak słuchać o swoim życiu od innych.
OdpowiedzUsuńTo życie staje się wtedy już jakby mniej 'swoje'.