25 stycznia 2015

2. Drzazga mojej wyobraźni czasem zapala się od słowa

Kim jest ten człowiek, którego zdjęcie nosisz cały czas w portfelu? Pamiętasz przecież. Wysilasz oczy, wpatrując się w jego twarz... i umysł, mając na końcu języka jego imię, a wraz z nim historię całego życia. Imię wbrew pozorom bardzo wiele mówi o człowieku. 
- Lorraine?
Odsłaniają zasłony w salonie, nie pozwalają chować się w półmroku tak miłym dla zmęczonych myśli. Zgniatasz w dłoni chusteczki zbroczone krwią. Wymieniają przerażone spojrzenia.
- To jak rodem z „Efektu motyla” – żartuje sobie Helen, z obawą jednak spoglądając na kosz do połowy wypełniony podobnym asortymentem.
- Nie przenosisz się jeszcze w czasie? – podpytuje Andrea, a potem znowu przysyłają do Ciebie lekarza. Nie ma z nimi żartów. Jesteś na tyle przytomna, że wszystko z miną eksperta zwalasz na skoki ciśnienia. Lekarz nie jest zwolennikiem tej teorii, ale po trzykrotnym zmierzeniu twojego ciśnienia w odpowiednich odstępach czasu urozmaiconych trzema rodzajami obrzydliwych herbat zaciska usta w wąską linię i kiwa głową.
- Wysokie? – upewniasz się. Kiwnięcie. Wypisuje receptę, wciska Ci ją w dłoń i wychodzi, żeby przypadkiem nie dostać jeszcze jednej propozycji degustacji ziółek z resztą domu i przyjaciółmi.
- Więcej chusteczek? – pyta mama, zaglądając do twojego królestwa.
- Więcej spokoju – mówisz słabo, oscentacyjnie padając na twarz – mam 26 lat i może nie bardzo po kolei w głowie, ale nie potrzebuję nianiek na 4 zmiany.
- Martwią się o Ciebie, tak jak ja.
- I ja – szepczesz. Wstajesz, zasłaniasz beżowe zasłony i wracasz na swoje nowe ulubione miejsce. Podobno nigdy nie lubiłaś tej sofy. Wyjmujesz tajemnicze zdjęcie uśmiechniętego blondyna z portfela i opierasz o kubek, z którego lekarz z największą niechęcią siorbał ostatnią herbatę. Odwzajemniasz uśmiech promieniejący z laminowanej fotografii.

- Daj mi swoje zdjęcie. 

- Nieee – jeży się – Po co Ci? 
- Żebym o Tobie nigdy nie zapomniała.
- Wytnij sobie z tych kartek dla kibiców.
- To nie to samo!
- Nie ma szans, bo o mnie nie da się zapomnieć- szczerzy się, poprawiając sobie czapkę. Nie patrzy na Ciebie tylko tam gdzie wszyscy.
- Ooo 
- Ładnie poleciał, co?- kiwacie zgodnie głowami, tłum na dole szumi ze szczęścia.
- Daj mi to zdjęcie – prosisz. Zerka na Ciebie z łobuzerskim uśmiechem.
- Nigdzie go nie opublikujesz?
- Sprzedam mediom, a za zarobioną kasę kupię sobie domek.
- Masz zamiar stworzyć w swoim portfelu galerię skoczków świata?
- Tak się składa, że mogę tu już nie wrócić. Wiesz, dom, rodzina i te sprawy. Kroi się coś nowego w moim życiu.
- Słyszałem, gratulacje.
Uśmiechacie się do siebie i znowu porywa was westchnienie chóru kibiców. Włączacie swoje głosy w ten chór i brzmi to naprawdę imponująco. Los chce, że on, chociaż niczego takiego wcześniej nie deklarował, również do tego świata nie wraca.

Spędzasz kolejne dni nad albumami i antyramami, których (okazuje się) masz wprost niezliczoną ilość. Wszystkich, którzy wyrażają chęć pomocy w odgadywaniu, kim jest właściciel danej twarzy, wyganiasz z salonu. Zakopujesz się w zdjęciach, czytasz listy i artykuły, których setki nagromadziłaś nie wiadomo po co. Znasz tych ludzi. Znasz ich oczy, imiona, charaktery. Wiesz co kochali, czego nienawidzili. Tylko nie potrafisz sobie przypomnieć. Stawiasz kolejne zdjęcie na stoliku, opierasz je o szklankę. Demontujesz następną antyramę, uwalniasz nowe zdjęcie, tak samo opierasz o flakonik. 

- Helen!
Jej oczom ukazuje się niesamowity widok. Opierasz się o szafę, spoglądając na swoje dzieło. Blisko setka zdjęć zdobi stolik, komodę i parapet. Wszystko w ustalonym porządku. Nie wiesz jakim, ale podlegasz mu bez dyskusji. 
- Jeszcze nie skończyłam – informujesz, kiedy blondynka pochyla się nad stolikiem – zgrupowałam to w lata, potem w ludzi. Widziałam artykuły, przeczytałam kilka. Dużo daje skrzynka odbiorcza w telefonie. Chyba zrozumiałam fenomen Vilberga i nareszcie czuję, że znowu żyję... Helen?
Oczy Helen nienaturalnie błyszczą. Stoi obok Ciebie i dłonią zasłania usta.
- Przestań, Lorraine. Niczego nie zapomniałaś. 
Nie rozumiesz. Helen pożycza sobie jedną z chusteczek i splata ręce na piersi.
- Wiesz doskonale, wiesz wszystko. Po prostu grasz. Grasz bardzo dobrze, Lorraine, ale już nie musisz.
- O czym mówisz?
Nie uzyskujesz odpowiedzi, chociaż za odpowiedź możesz poczytywać trzask drzwi. Do zdjęć ustawionych na stoliku dołączasz jeszcze jedno. Nie znasz żadnej z osób, które są uwiecznione na tym zdjęciu. Przedstawia ono małą Ciebie i jeszcze mniejszą Helen wyszczerzone obok Svena Hannawalda ze skocznią w tle. O sobie wiesz mało, o Svenie zdążyłaś poczytać, Helen (jak się okazuje) nie znasz ani trochę. Czyżbyście się więc posypali wszyscy troje?

***
Jedno słowo. Zakopane.

10 stycznia 2015

1. Cisza, przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń.

Kiwasz się w przód i w tył z kubkiem niedobrej herbaty w dłoni. Na wieszaku uczepionym drzwi szafy wisi twoja piękna ślubna sukienka. Miała być ślubna. Miała być piękna. Z miejsca, w którym siedzisz, nie widać, że z tyłu ma podarty obcasami brzeg. Gdzieś zaginął też welon. Może Helen schowała go, żeby doczekał lepszych czasów.
- Jak się czujesz?
Masz gorączkę i głęboko zakorzeniony w sercu strach. Nic poza tym. Może jeszcze tylko pustkę w głowie.
- Już mi lepiej.
Przodu sukienki nie dały rady odprać nawet najlepsze proszki i płyny. Nie przewidziałaś, że utoniesz w krwi z nosa. Wyposażyłabyś się w jakąś wyjątkowo dobrą chusteczkę, ale... Nie przewidziałaś wielu rzeczy. Na przykład tego, że w momencie, kiedy twoje życie powinno kwitnąć, będziesz siedziała bez bladego pojęcia o świecie. O sobie samej.
- Jak się czuje? – słyszysz gorączkowe szepty na korytarzu. Mama wycierająca szklankę na przemian kiwa i kręci głową, potem kieruje gościa w stronę salonu. Uśmiechasz się słabo na jego widok. Teraz wiesz, że powinnaś tak robić, chociaż to nie obowiązek.
- Lorraine, nie smuć się, to tylko ja.
Brzmi naturalnie. Prawie wesoło. Przykuca przed Tobą, ściska twoje dłonie kurczowo obejmujące kubek niedobrej herbaty i cofa się nieco speszony. Ma bardzo miły uśmiech. Szczególnie ten niepewny, nieco nerwowy uśmiech, którym rzuca w każdą stronę, prawie nie potrafiąc spojrzeć Ci w oczy.
- Zobaczę co się dzieje w kuchni – rzuca cicho Helen i wymyka się, prawie lewitując. On zajmuje wolny fotel. Również spogląda na suknię.
- Było tak blisko, co?
Ale ton jego głosu kłóci się ze słowami, które wypowiada. Mówi to ciepło, niewiele brakuje, żeby znowu spróbował dotknąć twojej dłoni.
- Tak, było – potwierdzasz z uśmiechem, jakby to był śmieszny, ale oklepany żart.
- Wyszłabyś za faceta, którego nie znasz?
- Nie. I jak widzisz, nie zrobiłam tego.
Cisza. Znasz taką ciszę. To ta sama cisza, która zapadła, kiedy już byłaś w odwrocie z kościoła, a ktoś z rodziny odważył się powiedzieć, że ślubu nie będzie. Nawet z tego niewiele pamiętasz. Nigdy byś nie pomyślała, że będziesz uciekającą panną młodą. Przerażoną dziewczyną w białej sukni tamującą krwotok z nosa w drzwiach kościoła. Pięknie umalowanym dzieckiem na wysokich obcasach, nieświadomym przygody, którą uraczył je los.
- Andrea? Wiem na co czekasz. Ale to tak nie działa.
- W tamtą stronę zadziałało – jest smutny smutkiem, który domaga się uściśnięcia jego ramienia i powiedzenia, że będzie dobrze. Nie potrafisz się na to zdobyć, co więcej nie możesz tego obiecać ani sobie, ani jemu.
- Muszę sobie wszystko poukładać w głowie, wiesz?
- To potrwa – zauważa on i z uśmiechem lustruje twoją twarz - Ale mamy dużo czasu – brzmi bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
- Przecież nie umieramy – zapewniasz. On w myślach dopowiada sobie “zależy jak kto”, ale głośno nic nie mówi. Silisz się na uśmiech tak pewny jak ten ze zdjęcia, które wisi na ścianie w twoim pokoju.

- Uśmiech!
- Możesz przestać się tak bezczelnie szczerzyć? Tu są ludzie, na wszystkie świętości, Andrea!
- Na ślubnym zdjęciu też będziesz mnie tak rugać?
- Na czym?
- Lorraine, oboje doskonale wiemy jak ta piękna znajomość się zakończy.
- Jak się NIE zakończy. A i to pod warunkiem, że jakimś cudem zaciągniesz mnie przed ołtarz.
- Jeżeli wolisz zabawę w Wikingów, trzeba było się rozejrzeć za jakimś Skandynawem. Mało ich tam w naszej profesji?
- W Twojej profesji. I sam jesteś Skandynaw.
- Miałabyś bliżej, płynąc wpław przez Morze Bałtyckie mogłabyś odwiedzać swoją rogatą teściową i razem z nią polować na renifery.
- Andrea!
- Lorraine, po prostu się uśmiechnij.
- Żadnych rogatych teściowych, obiecaj.
- Pieczeń z renifera, zupa z foki?
- Pizza i spaghetti, makaroniarzu.
- Dobry wybór. A teraz uśmiech.

Zasnęłaś w dzień. Dziękujesz w duchu wszystkim za to, że nie wpadli na fantastyczny pomysł, żeby Cię wyciągać na sentymentalne podróże po okolicy w celu przypomnienia, co na tym świecie robisz. Chociaż kto wie, kto wie.
- Stop! – gestem powstrzymujesz swojego nowego gościa przed mówieniem.
- Cześć – wita się wbrew twoim wymachującym rękom.
- Nie pytaj jak się czuję. Właśnie wstałam, więc czuję się jak Shrekowa Fiona podczas nocnej przemiany. Tak, pamiętam jak masz na imię. Vincent. Nie, nie jestem głodna. Tak, herbaty napiję się bardzo chętnie, chociaż jest obrzydliwa. Wiem, to moja ulubiona herbata. Wiem też, że kocham komercyjne francuskie bagietki i ubóstwiam owoce morza. Od piątku dowiedziałam się też, że jestem wybitną osobowością w świecie skoków, kimś w rodzaju Vilberga, tylko nikt do cholery nie chce mi wyjaśnić... KIM JEST DO CHOLERY TEN VILBERG.
- Lorr...
- Zdjęcia mi mówią, że jest potwornie poszkodowanym przez dentystę...
- I fryzjera – dopowiada cicho Vincent
- I fryzjera! Oszołomem plączącym się tu i ówdzie, ale zawsze w towarzystwie norweskiej kadry narodowej.
- Jest Norwegiem.
- To wszystko wyjaśnia!
- W dodatku strasznie za sobą przepadacie... przepadaliście.
- Kiedy przypomnę sobie jak miałam go zapisanego w kontaktach w telefonie, na pewno do niego zadzwonię i przeproszę.
- Przypomnę Ci o tym, żebyś nie zapomniała.
- Więc, Vincent. Po co przyszedłeś w ten jakże piękny deszczowy... popołudnie. Hej! W jakiej jesteśmy strefie czasowej, czy nie powinno być już ciemno?
- Rozdaję ulotki – oznajmia Vincent.
- Nie, jesteś skoczkiem – celujesz w niego palcem. Spoglądacie na siebie pytająco.
- A Ty jesteś Vilbergiem w spódnicy. I co to zmienia?
- Że też jestem potwornie poszkodowana przez dentystę i fryzjera?
- Nie, ale przez psychiatrę owszem.
- Już Cię lubię!
- Zawsze mnie lubiłaś!

***

Jak mówiłam wcześniej i powiem jeszcze później. Baaaanał.
Pozdrawiam!

4 stycznia 2015

Prolog

Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie?
Czy książki odwykną od dotyku moich rąk,
czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała?
A ludzie?
Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną.

Wyobraź sobie to wszystko.
Otwierasz nagle oczy i uderza Cię zaskakująca biel.
Łagodna, ciepła biel otulająca z każdej strony.
Wiesz, to na pewno nie sen.
Wszyscy przyszli właśnie dla Ciebie.
Wiedziesz wzrokiem po ludziach, którzy w przeciwieństwie do Ciebie wiedzą co tu się wyprawia.
- Możemy już zaczynać?
Twój przyjaciel oscentacyjnie spogląda na zegarek.
- Wszystko w porządku?
Przyglądają Ci się zaniepokojeni, podobno robisz się blada. Odsuwasz sprzed oczu biały skrawek cienkiego materiału.
Helen dyskretnie pudruje Ci nos.
- Będzie dobrze, nie musisz się niczym stresować.
Rzucasz spłoszone spojrzenia wokół. Spoglądasz przed siebie i nagle dociera do Ciebie, z jakiej okazji wszyscy się tu zebrali.
- Lorraine, co z Tobą?
Podobno masz czysty strach w oczach i wycofujesz się jak przerażony kociak, obcasami pięknych butów przydeptując sobie koniec sukni.
Mózg pracuje na zwiększonych obrotach, a mimo to nadal nie rozumiesz tej sytuacji.
Szukasz w pamięci skrawków życia sprzed tego dnia, ale jak na złość w twojej głowie hula wiatr.
Znasz tylko ich twarze, ale twarze to nie wszystko.
I kim jest Lorraine?

***

Witam najserdeczniej na świecie w dzień, kiedy postanowiłam pogrzebać swoją pisaninę starym, odnowionym pomysłem, który nie wyszedł mi ponownie. Nie mam siły z tym walczyć, wstawiam mimo wszystko, bo sporo nerwów i myślenia to jednak kosztuje nawet gdy nie wychodzi i jest banalne. 
Kim są dzielni ludzie, których tu wymęczę w każdy możliwy sposób? 
Niezbyt popularni zarówno w świecie opowiadań jak i w świecie skoków, skoczkowie + Lorraine Tardif + Helen Mayenne. 
Pozdrawiam i zapraszam do czekania na następne rozdziały♥