Kiwasz się w
przód i w tył z kubkiem niedobrej herbaty w dłoni. Na wieszaku uczepionym drzwi
szafy wisi twoja piękna ślubna sukienka. Miała być
ślubna. Miała być piękna. Z
miejsca, w którym siedzisz, nie widać, że z tyłu ma podarty obcasami brzeg. Gdzieś
zaginął też welon. Może Helen schowała go, żeby doczekał lepszych czasów.
- Jak się czujesz?
Masz
gorączkę i głęboko zakorzeniony w sercu strach. Nic poza tym.
Może jeszcze tylko pustkę w głowie.
- Już mi lepiej.
Przodu
sukienki nie dały rady odprać nawet najlepsze proszki i płyny. Nie
przewidziałaś, że utoniesz w krwi z nosa. Wyposażyłabyś się w jakąś wyjątkowo
dobrą chusteczkę, ale... Nie przewidziałaś wielu rzeczy. Na przykład tego, że w momencie,
kiedy twoje życie powinno kwitnąć, będziesz siedziała bez bladego pojęcia o
świecie. O sobie samej.
- Jak się
czuje? – słyszysz gorączkowe szepty na korytarzu. Mama wycierająca szklankę na
przemian kiwa i kręci głową, potem kieruje gościa w stronę salonu. Uśmiechasz
się słabo na jego widok. Teraz
wiesz, że powinnaś tak robić, chociaż to nie obowiązek.
- Lorraine, nie
smuć się, to tylko ja.
Brzmi naturalnie. Prawie wesoło. Przykuca przed Tobą, ściska twoje dłonie
kurczowo obejmujące kubek niedobrej herbaty i cofa się nieco speszony. Ma
bardzo miły uśmiech. Szczególnie
ten niepewny, nieco nerwowy uśmiech, którym rzuca w każdą stronę, prawie nie
potrafiąc spojrzeć Ci w oczy.
- Zobaczę co
się dzieje w kuchni – rzuca cicho Helen i wymyka się, prawie lewitując. On
zajmuje wolny fotel. Również spogląda na suknię.
- Było tak blisko, co?
Ale ton jego
głosu kłóci się ze słowami, które wypowiada. Mówi to ciepło, niewiele brakuje,
żeby znowu spróbował dotknąć twojej dłoni.
- Tak, było
– potwierdzasz z uśmiechem, jakby to był śmieszny, ale oklepany żart.
- Wyszłabyś za faceta, którego nie znasz?
- Nie. I jak
widzisz, nie zrobiłam tego.
Cisza. Znasz taką ciszę. To ta sama cisza, która zapadła,
kiedy już byłaś w odwrocie z kościoła, a ktoś z rodziny odważył się powiedzieć,
że ślubu nie będzie. Nawet z tego niewiele pamiętasz.
Nigdy byś nie pomyślała, że będziesz uciekającą panną młodą. Przerażoną dziewczyną w białej sukni
tamującą krwotok z nosa w drzwiach kościoła. Pięknie umalowanym dzieckiem na
wysokich obcasach, nieświadomym przygody, którą uraczył je los.
- Andrea? Wiem na co czekasz. Ale to tak nie działa.
- W tamtą
stronę zadziałało – jest smutny smutkiem, który domaga się uściśnięcia jego
ramienia i powiedzenia, że będzie dobrze. Nie potrafisz się na to zdobyć, co
więcej nie możesz tego obiecać ani sobie, ani jemu.
- Muszę
sobie wszystko poukładać w głowie, wiesz?
- To potrwa
– zauważa on i z uśmiechem lustruje twoją twarz - Ale mamy dużo
czasu – brzmi bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
- Przecież
nie umieramy – zapewniasz. On w myślach dopowiada sobie “zależy jak kto”, ale
głośno nic nie mówi. Silisz się na uśmiech tak pewny jak ten ze zdjęcia,
które wisi na ścianie w twoim pokoju.
- Uśmiech!
- Możesz
przestać się tak bezczelnie szczerzyć? Tu są ludzie, na
wszystkie świętości, Andrea!
- Na ślubnym zdjęciu też będziesz
mnie tak rugać?
- Na czym?
- Lorraine, oboje doskonale wiemy jak
ta piękna znajomość się zakończy.
- Jak się NIE
zakończy. A i to pod warunkiem, że jakimś cudem
zaciągniesz mnie przed ołtarz.
- Jeżeli wolisz zabawę w Wikingów,
trzeba było się rozejrzeć za jakimś Skandynawem. Mało ich tam w naszej profesji?
- W Twojej
profesji. I sam jesteś Skandynaw.
- Miałabyś bliżej, płynąc wpław przez
Morze Bałtyckie mogłabyś odwiedzać swoją rogatą teściową i razem z nią polować
na renifery.
- Andrea!
- Lorraine, po prostu się uśmiechnij.
- Żadnych rogatych teściowych,
obiecaj.
- Pieczeń z renifera, zupa z foki?
- Pizza i spaghetti, makaroniarzu.
- Dobry wybór. A teraz uśmiech.
Zasnęłaś w
dzień. Dziękujesz w duchu wszystkim za to, że nie wpadli na fantastyczny
pomysł, żeby Cię wyciągać na sentymentalne podróże po okolicy w celu
przypomnienia, co na tym świecie robisz. Chociaż kto wie, kto wie.
- Stop! –
gestem powstrzymujesz swojego nowego gościa przed mówieniem.
- Cześć –
wita się wbrew twoim wymachującym rękom.
- Nie pytaj
jak się czuję. Właśnie wstałam, więc czuję się jak Shrekowa Fiona podczas
nocnej przemiany. Tak, pamiętam jak masz na imię. Vincent. Nie, nie jestem głodna. Tak, herbaty
napiję się bardzo chętnie, chociaż jest obrzydliwa. Wiem, to moja ulubiona
herbata. Wiem też, że kocham komercyjne francuskie bagietki i ubóstwiam owoce
morza. Od piątku dowiedziałam się też, że jestem wybitną osobowością w świecie
skoków, kimś w rodzaju Vilberga, tylko nikt do cholery nie chce mi wyjaśnić...
KIM JEST DO CHOLERY TEN VILBERG.
- Lorr...
- Zdjęcia mi
mówią, że jest potwornie poszkodowanym przez dentystę...
- I fryzjera
– dopowiada cicho Vincent
- I
fryzjera! Oszołomem plączącym się tu i ówdzie, ale zawsze w towarzystwie
norweskiej kadry narodowej.
- Jest Norwegiem.
- To wszystko wyjaśnia!
- W dodatku
strasznie za sobą przepadacie... przepadaliście.
- Kiedy
przypomnę sobie jak miałam go zapisanego w kontaktach w telefonie, na pewno do
niego zadzwonię i przeproszę.
- Przypomnę
Ci o tym, żebyś nie zapomniała.
- Więc,
Vincent. Po co przyszedłeś w ten jakże piękny deszczowy... popołudnie. Hej! W
jakiej jesteśmy strefie czasowej, czy nie powinno być już ciemno?
- Rozdaję
ulotki – oznajmia Vincent.
- Nie,
jesteś skoczkiem – celujesz w niego palcem. Spoglądacie na siebie pytająco.
- A Ty
jesteś Vilbergiem w spódnicy. I co to zmienia?
- Że też
jestem potwornie poszkodowana przez dentystę i fryzjera?
- Nie, ale
przez psychiatrę owszem.
- Już Cię
lubię!
- Zawsze
mnie lubiłaś!***
Jak mówiłam wcześniej i powiem jeszcze później. Baaaanał.
Pozdrawiam!
TO NIE JEST BANAŁ, TO ZROBIŁO MI DZIEŃ Z
OdpowiedzUsuńKIM JEST DO CHOLERY TEN VILBERG.
- Lorr...
- Zdjęcia mi mówią, że jest potwornie poszkodowanym przez dentystę...
NA CZELE.
Ale to już wiesz, bo nadaję na twitterze live. Dobra, dwa tygodnie czekania na następne, wytrwam. I wiesz - cieszę się, że stworzyłaś ten duet ♥
Dobra, idę snuć plan co się właściwie tu wydarzyło i dlaczego.
<3
[make-the-moment-last]
Krew z nosa i to 'kto jak kto' mówi, że jednak ktoś tu jest chory, a inny ktoś o tym nie wie.
OdpowiedzUsuńBtw, naprawdę mam wrażenie, że gdyby ta krew nie pociekła, to uciekająca panna młoda by jednak nie uciekła.
Może czerwień tak działa? Otrzeźwiająco? Orzeźwiająco?
A niby kolor miłości.
Pozdrawiam.
[pnowakowski]
[niewyleczalnie]
swietny rozdział!! cieszę się, że trafiłam na tego bloga bo naprawdę mi się podoba i nie jest to żaden banał :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że następny rozdział niedługo się pojawi
życzę duuużo weny!! :*
To nie banal to GENIALNE CUDO
OdpowiedzUsuńMam wielkie szczescie ze trafilam na tego bloga
Gekam na kolejny i zycze duzo weny
Pozdrawiam Jessi;)
Miałam odezwać się po prologu, który notabene bardzo mnie zauroczył, miał w sobie jakiś pierwiastek magii. Tyle tylko, że nie bardzo potrafiłam dojść do w miarę logicznych wniosków (jak to bywa przy prologach ;) i stwierdziłam, że poczekam na pierwszy rozdział. I nagle zrozumiałam, że nadal niewiele wiem. Poza tym, że główna bohaterka uciekła sprzed ołtarza i chyba jest chora. Nie wiem na ile te dwie wiadomości są ze sobą blisko i jak jedna zdeterminowała drugą, ale myślę że coś w tym jest. O ile mam rację :-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę jestem zauroczona stylem tego opowiadania i niecierpliwie czekam na rozdział drugi.
Pozdrawiam Marzycielka
http://second---chance.blogspot.com
ps. mogę mieć prośbę o nieco większą czcionkę? Niestety, wzrok już nie ten :D
Nie ma banału, jest cudownie, CUDOWNIE. A obgadywanie Vilberga, no ze śmiechu wyrobić nie mogłam <3 I bohaterowie, ojej ojej, zaskoczenie wielkie!
OdpowiedzUsuńI nie wiem, mózg zniszczony, więc komentarza nie napiszę ładnego :c
Ale rozdział kocham!
Czytam ten rozdział jeszcze raz, czytam następny i poprzedni w sumie też... i gubię się. Ciężko mi się połapac, ale to jest magia Twoich opowiadan. Pewnie rozwiązanie będzie najprostsze na świecie, bo takie są tuż przed nosem i nikt ich nie widzi nawet w normalnym życiu, prawda?
OdpowiedzUsuńByła Lorraine. Byl jej mąż (niedoszły) i przyjaciel. I jej przyjaciółak/siostra/ktoś bliski.
Do ślubu nie doszło.
A to bohaterce uświadomiło pewne sprawy.
Czy tak?
Pewnie dowiem się za jakieś czas <3