Są takie noce, przyjacielu, kiedy świat się kończy.
Świat odchodzi i zostawia nas z rozszerzonymi źrenicami i bezradnie opuszczonymi rękoma.
W pełni wykorzystując czas, który został Ci dany, masz okazję zobaczyć skok treningowy Vincenta. Jeden skok na Tremplin au Praz.
- Wystarczy mi na całe życie – zapewniasz – Dziękuję.
Pozwalasz na jeszcze jedno zdjęcie ze skocznią w tle. W kilkanaście dni później nie nadajesz się do żadnego zdjęcia, w kilkadziesiąt dni później właściwie nie nadajesz się już do niczego. Z trudem egzystujesz. Nie masz siły się ruszyć, wcale nie siadasz, nie wiesz jak to jest stać, mało mówisz. Ale kiedy mówisz, to właśnie do niego i do niej.
- Jeszcze tylko jedno i dam wam spokój.
I wtedy jest ostatni raz, kiedy widzisz się z Morassim. Nie rozmawiacie długo, bo nie jesteś w stanie, ale na tyle konkretnie, że wszystko sobie wybaczacie.
Ty jemu zdradę.
On Tobie naiwność.
Sobie nawzajem chorą miłość, której Ty nawet nie pamiętasz.
A potem on wychodzi, a Ty jesteś spokojniejsza i czujesz się nieco lepiej. Fizycznie nie widać żadnej różnicy, ale psychicznie radzisz sobie całkiem przyzwoicie. Uśmiechasz się ostatkiem sił, prosisz, żeby przebywali przy Tobie więcej. Nie chcesz tracić ani sekundy. I mniej więcej wtedy uświadamiasz sobie jak bardzo irracjonalny strach trzyma Cię w swoich szponach. Strach ten nie pozwala zmrużyć oka i każe trzymać dłonie przyjaciół jak najbliżej serca. Każe szaleć zmysłom i blokować słowa.
- Boję się was stracić, przecież tak mi z wami dobrze.
Nazwany strach traci na mocy, ale nie znika całkiem. To nie jest prawda, kiedy ktoś mówi, że z odchodzeniem można się pogodzić. Nawet kiedy nie wiesz kim jesteś, nawet kiedy żyjesz ostatkiem życia i myślisz ostatkiem myśli, nie godzisz się na koniec. Możesz zarzekać się, że Ciebie to nie dotyczy, ale kiedy kochasz... ten sam, ciągle ten sam irracjonalny strach przed utratą tych kochanych, każe Ci trzymać się życia z całych sił.
Nawet jeśli nie masz sił.
- Potrzebujesz czegoś? – pada ciche pytanie, ale nie masz w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, żeby oczami powędrować w kierunku właściciela tak miłego głosu.
- Odrobiny miłości.
W pełni satysfakcjonuje Cię delikatny całus w czoło. Słabo uśmiechasz się w odpowiedzi.
- Pomóż mi usiąść. Na siedząco dużo łatwiej szczęśliwie żyć.
Szepczesz ostatnie słowa, łzy nie pozwalają mówić więcej i dobitniej. Przelewasz się przez ręce Sevoie, ale w końcu siedzisz. Ta perspektywa, od tak dawna nieoglądana daje Ci komfort psychiczny.
- Posiedźmy tak do końca świata – prosisz. On obejmuje Cię ramieniem, chroniąc przed upadkiem - Wiesz, zawsze chciałam umrzeć z miłości.
A potem siedzicie całkiem bez celu. Może nie długo, w dodatku dusząc rozpacz, ale koniec końców razem, więc szczęśliwie.
***
To koniec. Nie mam nic więcej do dodania. Nie mam nic więcej do zaproponowania. Tą historią kończę wszystko co było. Całe 5 lat życia w innym świecie, gdzie ten inny świat pozwolił mi zmienić rzeczywistość i dzięki skocznym opowiadaniom poznałam całą masę wspaniałych ludzi.
Tu po raz pierwszy nie zmieniłabym w tym opowiadaniu niczego. Ani słowa. To pierwszy i ostatni raz, kiedy doprowadziłam historię do końca w taki sposób, w jaki zakładałam na początku.
W internecie nie pojawi się już nic mojego. Wszystko co moje zatrzymam we mnie, wszystkim pozostałym już się podzieliłam. Przez te 5 fantastycznych lat uśmierciłam kilka bohaterek, kilka okaleczyłam na całe życie, mam wrażenie, że już wystarczy.
Trzymajcie się ciepło i piszcie dużo. Niech ten sposób ucieczki od rzeczywistości nie upada, bo z czasem staje się życiem zastępczym.
Dziękuję ♥